Z Marakeszu wydostalismy się autobusem do Asni, pieciotysiecznego miasteczka u podnóża Atlasu Wysokiego. I tu uwaga, ważne by nie wdawać się w dyskusje z licznymi tu naciagaczami. Szczęśliwie dzień wcześniej zaplanowalismy całą podróż. Zasiegnelismy też języka w miejscowej bazie autobusowej. Dzięki temu wiedzieliśmy , że autobus do Asni odchodzi o 10. Oczywiście dziś rano przemily pomagier próbował nam wcisnąć bajkę, że autobusy do Asni dziś nie kursują, a w zamian zaoferował nam podróż w zupełnie inne miejsce. Tak to jest z "kozimi synami" (w pustyni i w puszczy?), naciagaja, naciagaja, jeszcze raz naciagaja. Autobus najpierw pojechał na stacje benzynową, oczywiście z pasażerami, trzeba było zatankować maszynę. Oczywiscie wyjazd 15min. po czasie, bo tu 10:00 może równie dobrze oznaczać 10:15, 10:30 lub 11:00. Zatrzymujemy się praktycznie przy kazdej większej grupce osób - kierowca ma nadzieję, że trafi jakiegoś dodatkowego klienta. Dociermy do Asni po 1,5h, trasa miała 60km :) Tutaj wmanewrowalismy się na godzinny przestuj przez miejscowego naciagacza, ktory twierdzil , że autobus do Imlil odjedzie za godzinę. Zaprosił nas do domu za free, on nie chcieć money, on chcieć pomoc za free. Za chwilę mielismy na karku następnych cwaniaczkow próbujących nam wcisnąć przeróżne niepotrzebne rzeczy. Ale co tam. Lapiemy taxi. I tu mały komentarz w Maroku są taxi i grande taxi. Te pierwsze to zwykle osobowki takie jak renault megane etc. te drugie to duże stare mercedesy z lat 80tych. I kto zgadnie ile osób podróżuje taka taryfa? 5.? jak w Polsce? Nie, 7. Więc jedziemy w 7 osób do Imlil, 3 osoby z przodu, 4 z tylu. Naprawdę jest to mozliwe, i tanie, bo jedyne 20DH od łba ;-) Góry są bajeczne, nie to co polskie tatry, miejscowość wydaje się nie skalana przez komercyjną turystykę. Po prostu bajka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz